„Siedzisz w domu i nic nie robisz, prawda?”
Słyszałam to tyle razy, że przestałam liczyć.
Mówią to szeptem, półżartem, z uśmiechem, który rani jak nóż.
Mało kto ma odwagę powie Ci to bezpośrednio, ale najczęściej usłyszysz to za plecami.
Bo przecież nie pracuję. Nie zarabiam. Nie rozwijam się. Nie wychodzę do ludzi. Zdziczałam…
Po prostu siedzę w domu z dzieckiem.
Ale nikt nie widzi, że ten dom to moje pole bitwy.
Nikt nie widzi nocnych dyżurów przy dziecku, które nie mówi, ale płacze bez przerwy.
Nie widzi setek godzin spędzonych w kolejkach do specjalistów.
Nie widzi, jak uczę się neurologii, logopedii, fizjoterapii – żeby dać mojemu dziecku choć odrobinę szansy.
Nikt nie liczy moich łez, gdy w nocy zastanawiam się, co będzie z nim, gdy mnie zabraknie.
Nikt nie widzi, że wzrok mi się pogorszył od szukania informacji w necie.
Nikt nie widzi, że codziennie dziękuję za każdy dzień bez napadu- tylko, że samo się nie zadziało.
Nikt nie widzi, ale ocenia większość. Czy ja oceniam Twoją pracę?
Nie siedzę.
Walczę. Codziennie. W ciszy.
I nie jestem jedyna.
Jest nas tysiące – matek, które poświęciły wszystko, by być tam, gdzie były najbardziej potrzebne.
Które słyszą, że „zmarnowały życie”, podczas gdy one ratują inne.
Które noszą ciężar, jakiego nie da się zobaczyć gołym okiem.
I lepiej, żebyś nie musiał/a przez to przechodzić. Bo trawa zawsze wydaje się być bardziej zielona u sąsiada.
To, że się uśmiecham do Ciebie w sklepie, nie znaczy, że moje serce nie krwawi.
Tylko ja nie będę „krwawić” na wszystkich wokół, tylko sama w domu bo przecież i tak nic tam nie robię..
Nie proszę o litość.
Proszę o widzenie niewidzialnych mam co siedzą w domu. O zrozumienie, zanim osądzisz.
I o odwagę, by mówić głośno, że praca opiekuńcza to praca.
Że miłość, która codziennie staje do walki z bólem, systemem i samotnością – to siła, nie słabość.
Jeśli to czytasz i jesteś jedną z nas – chcę Ci powiedzieć:
Jesteś ważna. I robisz więcej, niż niejeden świat zdołałby udźwignąć. Jestem z Tobą! siedzę w domu.