Kiedyś (jak pracowałam zawodowo) wszystko było na czas, tempo, termin, dead line. Działałam na tzw speedzie. Hasło nie da się wywoływało u mnie emocje typu- „nie da się? to patrz! ja to załatwię.” Udowadniałam sobie i wszystkim wokół jak to potrafię załatwiać sprawy przy których inni dawno złożyli broń … Jaka to była satysfakcja, duma i podświadome oczekiwanie poklepania po plecach, uznania,……..była.
Choroba dziecka, to również ściganie się z czasem. Im dziecko mniejsze tym większe szanse na szybsze wyleczenie? progres? lepsze życie? czy to prawda? Głównym wyzwaniem jakie miałam w pierwszym okresie choroby Ignasia była nauka cierpliwości. Oczekiwanie tygodniami czy lek zadziała…… Czekanie miesiącami na ustaloną wizytę u lekarza…..Czekanie tygodniami na wyniki badań… To była największa, najmocniejsza lekcja nauki cierpliwości i pokory jaką przyszło mi doświadczyć. Ja, ta która udowadniała, że wszystko się da…zostałam pokonana przez system leczenia, terminy, czas oczekiwania na wyniki badań, czy okres działania leku. I nie będę cukrować, bardzo źle to zniosłam. Walczyłam tak silnie, z taką determinacją o życie dziecka….a inni mieli to w du… Z pretensją do całego świata, karmiłam siebie gniewem, buntem, żalem, poczuciem niesprawiedliwości…i co mi to przyniosło?
Frustrację, depresję, lęki… Byłam chodzącym zoombiakiem, czy też granatem- co lada moment wybuchnie. Wpadłam głęboko w te wszystkie emocje. Tak głęboko, że zwykła terapia, rozmowy nic a nic nie poprawiały mojego stanu.
To co mi pomogło? Metoda małych kroczków i dobre anioły (matki w tak samej ciężkiej sytuacji jak ja). Metoda małych kroczków to też nauka pokory i cierpliwości. Bo nie od razu, nie natychmiast są efekty… Zdarza się zrobić 3 kroki do przodu, a później 5 do tyłu… najważniejsze to iść dalej..mimo wszystko iść dalej. Małymi kroczkami. Jedną metodą terapii, jednym suplementem…nie rzucać się na wszystko od razu.
Była to bolesna lekcja, ale potrzebna, aby nauczyć się pokory, większej uważności i cierpliwości. Jeżeli coś nie idzie po mojej myśli, robię głęboki oddech i myślę… okej…włączam uważność i obserwuję co mnie ta sytuacja ma nauczyć, bez walki… po prostu obserwuje. I po pewnym czasie rozwiązanie samo przychodzi. Tylko daj sobie czas.
Jeżeli czytając to czujesz bunt, rozdarcie – daj sobie czas… zastosuj metodę małych kroczków.
Pamiętaj jestem przy Tobie, wiem co czujesz, wiem jak Ci ciężko. Jak tylko będziesz miała potrzebę napisz, umówimy się na rozmowę.
Czas jest najlepszym lekarstwem. Ważne żeby się zatrzymać, spojrzeć na siebie z perspektywy przyjaciela a nie wroga. Zadbać o własne potrzeby, być dla siebie wyrozumiałym. Często w nawale codziennych obowiązków, idziemy jak czołg i zapominamy o sobie, tracimy kontakt ze sobą. Każda emocja jest ważna i warta zaopiekowania, nawet (a może przede wszystkim) ta trudna- bunt, złość itd.